wtorek, 6 października 2015

A czas mija.

Wracam do centrum.



Popijając na wpół wystygnieta kawe ze Starbucksa (oh ten fejm) spoglądam za autobusowe okno, mijam pola i lasy, az trudno uwierzyc, ze to trasa do jednej z największych stolic swiata. Jeszcze kilkanascie minut i czeka mnie przesiadka w metro i godzinna podroz do domu, w scisku i tzw "tropikach" , bo temperatury bywaja zabujcze w podziemiach.

Znow mam glowe wypchana planami i pomyslami , co moge zrobic, gdzie moge pojechac i jak pokierowac wlasnym zyciem by byc zadowolona. Zbyt duzy natlok mysli i zdecydowanie zbyt duza rozbierznosc miedzy podpunktami na wyimaginowanej liscie.

Dawno nie bylam z Siebie tak dumna jak dzis, dalam rade i przyjelam oraz w pewnym stopniu oprowadzilam po Londynie jedna osobe. Pokazalam w tym miescie to co mnie urzeklo, powody dla ktorych tu chce sie zyc.

Ale co dalej ?

Nie mam najmniejszej ochoty wracac do codziennosci ktora opuscilam tydzien temu. Teraz sie naladowalam i nakrecilam, ale to taki moj wlasny "slomiany zapal" , duzo mowie a malo robie.



Zobaczymy jak będzie tym razem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz