Począwszy od prania o 6, późniejszego rozwieszania na dworze, w piżamie, bądź co bądź było zimno i łapaniu kota który widząc uchylone drzwi ogrodowe postanowił pochasac po trawce .
Swoją drogą Charlie jest chora, od rana obdzwaniałam weterynarzy, mamy wizyte dopiero na 18 a malutka jest taka osowiała, nie je, duzo pije. Cala niedziele przeleżała co jest do niej bardzo nie podobne.
Przy okazji soboty - kładąc się spac mój telefon działał idelnie, lecz w niedzielny poranek odmówił posłuszeństwa i dzis latałam za jakimś serwisem który nie zedrze ze mnie ostatnich pieniedzy.
I co ? Znalazłam? Tak. Zdarli ostatnie pieniądze T-T .
Podczas poszukiwań serwisu skończyły mi sie środki na karcie Oyster*, wiec na pieszo przeszłam pare przystanków bo drobne zostawiłam w torbie w pracy. Podczas mojego zdrowotnego spaceru rozmawiałam z mama, 40 min, ręka mi odpadała .....
Teraz grzebię w internecie za jakimś ciekawym przepisem na obiad.
Coś bezmięsnego bo mimo wszystko dalej trzymam się wyzwania !
I zyje. I chyba nigdy nie miałam w domu tylu warzyw co teraz. Wszędzie. W zamrażalce. I w ogródku również.
Hm... muszę zrobic liste rzeczy ktore KONIECZNIE trzeba kupic a które TOTALNIE nie są potrzebne. Czyli coś chce, juz od dłuższego czasu ale jestem pewna, ze mi sie to nie przyda . Ale to chce. Nie wiem czy to kwestia bycia "babą" czy rozdwojenia jaźni, jedno z dwóch.
W domu jeszcze powinnam wypełnić plik papierow do rejestracji na studia. Napisac cv. List motywacyjny. Skopiowac(nie mam pojecia gdzie) dowód. I wysłac to wszystko na ZESZŁY piątek na uniwersytet. Moja dezorganizacja mnie kiedys zabije.
Post taki jak ja -> CHAOTYCZNY
A jak wam mija poniedzialek?
*Karta uzywana do poruszania się po Londynie wszystkimi środkami transposrtu.
Dzień jak co dzień :)
OdpowiedzUsuńSzalony dzień! Moje poniedziałki zwykle są takie, że nawet nie mam czasu podsumować co się działo. Ważne żeby poniedziałek miał miejsce tylko raz w ciągu całego tygodnia, u mnie bywa, że pojawia się codziennie :D
OdpowiedzUsuńPoniedziałek już jutro i raczej w całości spędzony na uczelni :( nic ciekawego w porównaniu do twoich zawrotnych sytuacji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
egzemplarz.blogspot.com